Episode #13: My way ... droga do technical leadership

------------------------------------------------------------------
Notka: Transkrypt wykonany automatycznie przez API OpenAI (a co) - jak z każdą automatyczną rzeczą, wyniki, mogą odbiegać od oczekiwań ... ale pracujemy nad ich poprawą (OpenAI też :) )
🖖
------------------------------------------------------------------

Zapraszam do CTO Morning Coffee Archivum. To są nagrania spotkań prowadzonych na Twitter Spaces przez Sebastiana Gębskiego, Wojtka Ptaka i mnie Tomka Onyszko. Rozmawiamy o technologii, karierze i wszystkim dookoła Technical Leadership.

W tym odcinku siedzę przy biurku, na którym miałem swojego pierwszego peceta, więc retro. Nostalgicznie, cześć wszystkim. A ja tradycyjnie z domu. Udało się już wrócić z tropikalnych klimatów w bardziej normalne temperatury, więc mogę już spokojnie rozmawiać. Dobrze, to jedziemy.

Tomka: Ogłoszenia parafialne, ja tylko ogarnę szybko. Działamy jak zwykle, czyli jeżeli chcecie się dołączyć, a liczę, że chcecie, to dajecie łapkę w górę i my was dołączamy. Takie ogłoszenie całkiem parafialne z boku udało się w końcu odpalić archiwum w formie podcastu.

Tak, to ja bardzo chętnie przypomnę o zasadach, na których się omówiliśmy, że zapraszamy wszystkich do dyskusji, bo całą ideą tych spotkań jest to, żeby wymieniać się doświadczeniem i wiedzą, chociaż ten odcinek pewnie będzie troszeczkę inny, lekko nostalgiczny, z przymrużeniem oka i mam nadzieję bardzo wesoły. Wielka prośba o wzajemny szacunek, opowiadamy o sytuacjach, o faktach, o tym, co się wydarzyło, ale staramy się omijać jak tylko możemy nazwy firm i osób, tak żeby nikogo nie skrzywdzić ani nie prowadzić ukrytej krypto reklamy i lokowania produktów.

No właśnie, to o czym ten dzisiejszy odcinek? Dzisiejszy odcinek o naszych drogach do technology leadership, czyli nasze world story, jak to się stało, że wylądowaliśmy w tych miejscach, w których wylądowaliśmy. Ja, jeżeli chodzi o mnie, to dodałbym tutaj, że przede wszystkim zależy nam nie tylko na tym, żeby właśnie opowiedzieć, skąd się wzięliśmy, ale również żeby trochę to ocenić, w sensie podzielić się swoimi wnioskami, lekcjami, no i jakimiś błędami też, które zostały popełnione.

Tak jak powiedział Wojtek, może to być na pewnym etapie trochę zabawny, natomiast mam nadzieję, że to też będzie w pewnym sensie edukacyjne. Także zachęcam do wszelkiego rodzaju ocen i właśnie, też zachęcam do współudziału. Czyli jeżeli ktoś chce podzielić się swoją ścieżką, czyli o tym właśnie, w jaki sposób on czy ona znajdzie się wobec tym miejscu, to jak najbardziej zachęcamy. Również zachęcamy do zadawania pytań.

Czyli właśnie, jeżeli coś zwróciło waszą uwagę i chcielibyście dowiedzieć się czegoś więcej, to śmiało pytajcie, podnoście łapkę, tak jak powiedział podejrzył Tomek. My mamy nadzieję, nikogo nie przyoczymy.

Kiedy tak naprawdę po raz pierwszy, pierwszy wasz komputer, a może zacznijmy od tego, słuchajcie, kiedy po raz pierwszy zetknęliście się z czymś, co nazywaliśmy jeszcze do niedawna informatyką komputerami? Tomek, ciebie wywołam.

Dobrze, to będzie nostalgicznie, bo faktycznie jestem w domu teraz z moim rodzinnym. Pierwszy komputer ever w ogóle, to jest w ogóle śmieszne, bo ja zacząłem od peceta. Czyli pierwszy komputer, który widziałem na oczy i na którym coś robiłem, to był PC XT. 4,7 MHz. I to jest w ogóle fantastyczna historia, bo po prostu jako tam okolicznego chłopaka posadzili mnie przed nim i powiedzieli, żeby mnie przeszkadzał i dali mi coś, co po prostu działało i robiło jakieś takie rzeczy, takie gry i tak dalej. I w ogóle ja bardzo szybko przestałem grać i zacząłem robić przynajmniej inne rzeczy. Miałem do niego dostęp raz w miesiącu powiedzmy. A pierwszy jaki posiadałem to był Atari XT. Nie XT, przepraszam, 65XE.

I potem już miałem swojego peceta, więc ja jestem PC guy od początku prawie. To mi było trochę inaczej, bo w ogóle ja zacząłem tak nietypowo swoją przygodę z komputerami, bo ja zacząłem od programowania.

Nasz język programowania to był BASIC, bo uwielbiałem gry i zawsze mnie ciągnęło do próby napisania czegoś co właśnie powoduje, że mogę sam sobie zagrać własną ciekawą grę. Programowanie w BASIC-u było bardzo łatwe.

Nie od gier, jeszcze nie widziałem gier na oczy, już zacząłem programować. To było bardzo specyficzne, bo akurat byłem wtedy w odwiedzeniach u swojej ciotki i ona była nauczycielką i ona uczyła m.in. informatyki.

To był ZX Spectrum, więc ja jestem jak to kiedyś kolega powiedział gumowcem. To był bardzo ciekawy komputer, tak jak podobnie jak Sebastian. Ja go dostałem jak miałem chyba 7-8 lat i od ósmego roku siedziałem i na nim programowałem.

No więc ja tam po prostu dała mi w łapę jakieś Atari, które miała u siebie w domu i były tam inne książki do programowania. To było programowanie w logo, więc nic jakiegoś szczególnie wyszukanego, ale ja tą książkę wręcz pochłonąłem, w sensie siadłem sobie na podłodze i chyba nie wstałem z tej podłogi dopóki nie przeczytałem.

Moja historia z programowaniem się zaczęła w ogóle tak, że zanim miałem ten swój komputer to miałem książkę, taką Atari Basic. Ja się uczyłem z niej programować jak nie miałem komputera. Pisałem jakieś programy na kartkach i takie rzeczy.

Natomiast jeżeli chodzi o mój komputer, ta historia też była totalnie nietypowa, bo ja miałem peceta. Ja nie pamiętam dokładnie jaka była ta specyfikacja, czy to było AT czy XT, naprawdę nie pamiętam. Natomiast ja nie wiedziałem, że istnieje DOS, dlatego że ten komputer po prostu nie miał zainstalowanego żadnego systemu.

To był nasz własny komputer natomiast to był ZX Spectrum, więc ja jestem jak to kiedyś kolega powiedział gumowcem. To był bardzo ciekawy komputer, tak jak podobnie jak Sebastian.

Więc mój tata, jako że ja byłem totalnym szczawiem, na pewno miałem poniżej 10 lat, mój tata po prostu gdzieś tam w swoich kręgach poszukał kogoś, kto jakiś system operacyjny skręci i dostałem, nie wiem czy ktokolwiek będzie takie rzeczy pamiętał, ale to był taki zestaw szarych dyskietek w osobnych pudełkach.

Ja go dostałem jak miałem chyba 7-8 lat i od ósmego roku siedziałem i na nim programowałem.

W każdym pudełku była inna ilość tych dyskietek. One były podpisane literką i numerem dyskietki i miały tajemniczy skrót. Ten skrót to był SCO, Santa Cruz Operational, dobrze pamiętam.

Nasz język programowania to był BASIC, bo uwielbiałem gry i zawsze mnie ciągnęło do próby napisania czegoś co właśnie powoduje, że mogę sam sobie zagrać własną ciekawą grę. Programowanie w BASIC-u było bardzo łatwe.

Słuchajcie, to nie był nawet Linux, to był SCO Unix. Tam jak się chciało networking to go sobie trzeba było dokompilować.

Możecie sobie tylko wyobrazić jak gnał mój szok, kiedy ktoś mi potem pokazał u siebie w domu jak wygląda DOS, a ja się wstałem i gryzą poza programami do odpalania terminala i łączenia się do BBSa. Było zabawne.

To jeszcze 5,25 a nie 3,5. Moja historia z programowaniem się zaczęła w ogóle tak, że zanim miałem ten swój komputer to miałem książkę, taką Atari Basic. Ja się uczyłem z niej programować jak nie miałem komputera.

Ja miałem akurat kogoś kto mnie wprowadził od strony użytkowej i ja bardzo szybko zacząłem pisać bazy danych się okazało. Bo używałem Lotus 1,2,3 i takie rzeczy. Czekaj, do tego dojdziemy. To było dla mnie zamiast gier.

Nie wiem czy pamiętacie to pisało się co kilkadziesiąt kilkaset linii i pętlę robione przy pomocy jakichś warunków i go to i cały program ściągnięty na kilkadziesiąt ekranów które trzeba było skrolać. Więc tak wyglądało wtedy programowanie i faktycznie trzeba było sobie zapisywać bardzo często na kartce papieru. Jeżeli się magnetofon zepsuł więc tak wyglądały moje moje własne początki.

Może ktoś pamięta rozwój informatyki programowania z lat 80 90 no to z takim i jeszcze grał w te gry no to z wielkim uśmiechem na twarzy będzie będzie słuchał tego odcinka. Nie jest krótki bo to jest 4 i pół godziny więc ja wybrałem się na rower w niedzielę tydzień temu żeby sobie przesłuchać całość i muszę powiedzieć no fenomenalny odcinek także bardzo serdecznie polecam.

Słuchajcie zachęcamy dołączycie się podzielcie się bo na pewno fajne doświadczenie czyli pytanie pytanie pierwsze jaki jaki właśnie sprzęt pierwszy używaliście. Moje drugie pytanie do was w międzyczasie jak będziecie się dołączać to jest ok. Wasz pierwszy program który napisaliście może być to cokolwiek więc czy pamiętacie w ogóle co to było. Sebastian teraz ty opowiedz.

Totalnie nie pamiętam bo to jest tak że po prostu rzucałem się pisałem zmieniałem sto tysięcy razy jakąś koncepcję i też pisałem w wielu różnych językach bo blogerz powiem przez chwilę potem rzeczywiście też był basic na komodorze bo to był asembler na komodorze co chyba było też w pewnym stopniu unikalne więc to szybko przelatowało rzeczy które pamiętam dobrze jeżeli chodzi o takie pierwsze programy które będę pamiętał na zawsze to może nie do końca były pierwsze bo to było po pewnym czasie natomiast pamiętam kiedy pierwszy raz napisałem cieniowanie fonga i byłem tak zajarany jakbym się wspiął na Mount Everest bo to było jeszcze jakaś niska dosyć rozdzielczość oczywiście tam nie było mowy jakichś akceleracji i tak dalej napisałem to w asemblerze więc naprawdę nie było to trywialne i wrzucałem tam optymalizację z których byłem totalnie dumny bo one też w pewnym sensie nie były tylko czymś o czym wyczytałem bo nie było z tak oberflot tylko były jakąś tam moją autorską autorskim pomysłem na optymalizację.

Drugi program z którego byłem dumny to jest akurat karalne. Może nie powinienem o tym mówić tak wprost. Natomiast pamiętam że byłem dumny jak mój wirus pojawił się w bazierkę z biura. Miałem też taką fazę że pisałem wirusy i z tym się wiąże masa różnych zabawnych historii bo chyba więcej tym wirusami zrobił szkody sobie niż komukolwiek innemu. Natomiast ktoś mi kiedyś powiedział że programowanie w asemblerze to jest tak jak programowanie w DNA i to jakoś tak mną wstrząsnęło. Otworzyło mi pewne wewnętrzne oczy na pewne możliwości i zacząłem dziergać tym asemblerze a w asemblerze niskopoziomowo jak niskopoziomowo to czemu by nie na poziomie systemu operacyjnego czyli czemu by nie wirusy. Więc pamiętam że pierwszy raz zobaczyłem tego tego wirusa tam gdzieś w bazie to byłem bardzo ukontentowany ale taki mały dysklajment to było dawno temu już tego nie robię więc mam nadzieję że zawsze by się już przydawiły.

To faktycznie możemy do tego wrócić bo przypomniałeś nostalgiczną rzecz ale to ja nie pamiętam czy wtedy to było już karalne tak w 100 procent procentach.

Właśnie bo to ja chcę przypomnieć że zaraz do tego wrócimy co się trochę zaczynamy zdradzać bardzo mocno kiedy kiedy byliśmy jakimiś nastolatkami.

Ale ja wam przypomnę jeszcze jedną fajną rzecz.

No dobra Tomek czy ty pamiętasz swój pierwszy program. Ja miałem taki. Nigdy nie porównowałem nie porównowaliśmy metryk nie ale ja zaczynałem wtedy jak jeszcze w tym miejscu gdzie byłem to ja nie miałem za bardzo dostępu do materiałów krótko mówiąc bo nie było ani książek. Właśnie ja miałem takie marzenie żeby być podpiętym do bbsa bo przeczytałem o tym w gazecie nie tylko nie miałem linii telefonicznej.

Trochę było ciężko więc ja się uczyłem z tego co miałem ograniczonych rzeczy jakieś więc na pewno jakieś gry pisałem. Nie pamiętam dokładnie co pierwszy w ogóle pierwszy program nie taki program program duży to ja przepisałem przyznaję się nie. Czyli żeby zagrać to musiałem ten kod maszynowy przepisać z gazety i nagrać go na taśmę. Nie był bajtek to było to był bajtek nie wiem ale generalnie miałem kod maszynowy który przepisałem i potem jak się uruchomił to go zapisałem na taśmę żeby móc w to grać. Ale faktycznie dla mnie takie programowanie użytkowe to się zaczęło od baz danych i tam taki język był zapomniałem jak to się nazywało w paradoksie w którym się po prostu tworzyło program działający na bazie danych tak a takie pierwsze pierwsze swoje to były jakieś gry które próbowałem napisać bo wyczytałem jak się robi sprajty na Atari i napisałem jakieś proste animacje takie chyba coś tam chodzi po ekranie i tak dalej i tak dalej.

I byłem z tego strasznie dumny to fakt. Że z zabawnych rzeczy takich odnośnie do tego nie był napisany program ale to jest coś co pokazuje w jakim wieku wtedy byłem. A to jest jedna z największych rzeczy z których byłem dumny to było to że udało mi się sam zasamplować jakąś grę. To była gra o tym jak baska da gama płynął do Indii. Z kolegą siedzieliśmy po prostu i oczywiście to pokazywało stan naszej dojrzałości zmienialiśmy tą grę tak żeby tam wszystkie teksty były były wulgarne albo żeby utrudniały grę graczowi. Natomiast byliśmy z tego cholernie dumni również dlatego że to była taka pierwsza szansa żeby zobaczyć jak wygląda komercyjny program od środka. Czy jak rzeczywiście takiego większego jest napisane jak to jest ustrukturyzowane jak to się w ogóle robi. Więc to też coś takiego co takie wspomnienia które chyba ze mną zostanie.

No faktycznie do tego wrócimy zresztą to też pamiętasz Tomek jak słuchałeś podcastu z Johnem Karmakiem to też było o hakowaniu gier swoich własnych. Każdy tego próbował chyba nie dowiedział że można zmienić bity i coś się stanie to ustalmy że każdy coś takiego zrobił. Tylko to akurat dla mnie było później bo to już było wtedy jak miałem dostęp do sieci czyli już bardziej jak skończyłem liceum czy coś takiego i miałem magiczną dyskietkę która uruchamiała internet na uczelni.

No dobra to ja mogę powiedzieć ze swojej strony ja podobnie jak Tomek czyli to były gazety i książki i przepisywanie programów i później zmienianie wiecie zmienianie parametrów dodawanie jakichś dodatkowych koment w pętli żeby zrozumieć co się dzieje. O ile dobrze pamiętam to pierwszym moim programem który tak jak mówisz to się przepisywało to to były biorytmy. Taka bardzo ciekawa rzecz nie wiem czy pamiętacie ale przy tych komputerach gdzie nie było niełatwo było zapisać ten program bo kaseta kaseta się psuła czy czasami magnetofon nie stykał. Bardzo często programowało się na kartce i tutaj tak jeżeli chodzi o to to mogę powiedzieć że to jest bardzo ciekawe bo kiedyś o tym zaznajomym rozmawiałem że faktycznie ten program rozpisywał się na kartce i bardzo często miało się takie zeszyty gdzie faktycznie te programy były spisane linijka po linijce i dopisywało się jakieś swoje notatki. Ogromnie żałuję że gdzieś moje własne takie notatki zniknęły.

Słuchajcie no to to to była to było bardzo ciekawe i to powodowało że człowiek faktycznie myślał linijka po linijce o tym o tym o tym kodzie słuchajcie jeszcze raz ogromnie zapraszamy dołączy się do nas podzielcie się jakimi swoimi własnymi pierwszymi pierwszymi komputerami czy pierwszymi pracami i programami.

Dobra słuchajcie no to pierwsze pieniądze jakie zarobiliście na pracy z komputerem jakkolwiek chyba do nas dołączył to może damy mu głos zanim przejdziemy do tego.

Cześć Kuba cześć.

Ja chciałem powiedzieć że tego z Xpectrum to nie był basic tylko to był single basic i on się troszeczkę różnił bo się pojawiła ta informacja i to też były moje przygody pierwsze z Xpectrum chyba 2 plus się nazywał ten komputer a pierwszym to ja na oryginalnym jeszcze 48 a pierwszy mój kontakt z komputerem to jest coś co nie wiem czy ktokolwiek będzie znał nazywa się tajemnicy komputer 2048 sprzedawany przez składnicę harcerską.

Widziałem go na zdjęciu nie było moje nie było gdzie było to było w pewnym miejscu miałem do tego dostęp przez chwilę i tam widziałem. działało coś co się nazywało TOS Timex Operating System. I o ile się nie mylę Kuba to to był komputer, który był taką polską kopią. To był klon z ZX Spectrum.

Dokładnie. Bebechy były te same obudowa ciut inna. Takie malutkie szare klawisze o ile dobrze pamiętam. To było bardzo popularne w tamtych czasach. Kosztowało dużo pieniędzy bo to chyba kosztowało tam 5 6 pensji krajowych średnich czy coś takiego jak ktoś chciał to kupić i się tego generalnie nie dało kupić.

Jeśli chodzi o pierwsze programy no to tak jak już powiedzieliście pierwsze moje przygody z programowaniem to było pismo bajtek i przepisywanie czterech pięciu stron do komputera żeby wygenerować Ponga albo jakąś inną grę tego typu.

A pierwsze przygody takie rzeczywiste to już trochę później to był Pascal 5 5 na komputerze PC z Intelem a pierwsze przygody takie wcześniej jeszcze kiedy już zaczynałem coś sam grzebać po bajtku to nie wiem czy ktoś też kojarzy ale były takie gry które się nazywały MUT albo Sud Multi User Dungeon Single User Dungeon. Tak i się pisało zjedź żółwia albo idź przód i tak dalej. Także trzeba było się dzwonić czasami na serwer jak się z innymi chciało pograć. Ja robiłem klona i utrzymywałem.

Ale później później był taki klon się nazywał Black chyba ale to już dużo później. Tak takie nostalgiczne wspominki. Gdybyśmy wyszło jacy wszyscy jesteśmy starzy.

No to gdzieś tam sformułowało bo to od tego się zaczynało np. jak ja zacząłem najpierw biznesowo używać komputerów niż grać bo nie miałem gier bo miałem pytanie ale dojdziemy dojdziemy.

Ja myślę że do tego dojdziemy pewną dyskusją ale zwrócę Waszą uwagę że bardzo wiele osób w tamtych czasach robiło coś co teraz byśmy nazwali aktywnością w ramach hakerspace co najmniej jeżeli nawet nie hakowania bo tak naprawdę trzeba było wyciągnąć coś dziwnego z systemów komputerów czy interfejsy których używaliśmy co nie było do końca zaprojektowane. Więc to jest taka ciekawostka.

Dobra Kuba słuchaj jak pierwsze pierwsze pieniądze które zrobiłeś dzięki umiejętności posługiwania się komputerem program bazodanowy napisany w późniejszej wersji turbo paskala która się nazywa Delphi wspomagający działanie placówki medycznej był taki program się nazywał start. Nie wiem czy ktoś zna jak ktoś pracował z placówkami medycznymi w Polsce to może kojarzy ten program był wolny był trudny był ciężki i gdzieś po znajomości ktoś gdzieś coś słyszał ktoś coś to powiedział. To szło do mnie.

Napisałem taki okienkowy na Windowsa 98 chyba wtedy program który który znacznie przyspieszył i zoptymalizował pracę tej jednostki a wcześniej to takie jakieś przygody w postaci pisania nie wiem w HP to już nie jeszcze nie zarobkowa ale mają książkę dostałem może zarobkowo nowej strony szkoły to były te etapy kiedy strony pisały się pisało się w HTML było dużo migających kolorowych guzików i gifów a ja tu poszedłem trochę po bancie i zrobiłem coś co się nazywało co dzisiaj można by nazwać CMS.

Wtedy to jeszcze takie początki były różnych narzędzi no faktycznie w jakim języku to PHP wstępne wczesne wersje HP 3 4 to wtedy chyba było a to nie jestem pewien co do wersji żebym nie skłamał ale to tak te okolice chyba. 5 4 5 coś takiego to trójka pewnie u mnie to tak pierwszy komercyjny produkt do którego dołożyłem rękę który został wylicowany za który nie dostałem pieniędzy wyobraźcie sobie do tej pory chociaż inaczej to miało wyglądać.

Był jakiś system kawałek systemu oczywiście to uwaga to jest ciekawe przeglądania wyników badań na telefonie komórkowym ze szpitala kardiologicznego w Krakowie i teraz włączy się z amerykańską stawką pozdziwili i ja tam byłem podwykonawcą podwykonawcy i tak dalej i tak dalej. To jest skomplikowane natomiast ciekawa jest technologia albo była technologia dlatego że to były czasy kiedy jeszcze nie było smartfonów.

Ten technologia renderingu na tym telefonie to był tak zwany w ML już pewnie nie pamiętam co to było. Ten w ML był był generowany serwerowo za pomocą jakiegoś tego co pamiętam. To jeszcze były czasy i 2 0 albo nawet wcześniej także to taka fajna historia.

Natomiast takie rzeczywiście pieniądze zarobiłem w momencie kiedy poszedłem do pierwszej pracy to było na studiach na trzecim roku pracowałem wtedy w startupie chociaż jeszcze się nie nazywało to startupami to była nieduża firma która miała swój własny system online nowy do transport czyli do sprzedawania biletów autokarowych.

Nie wiem czy pamiętacie ale tak około roku 2000 to były te czasy jeszcze przed tanimi liniami lotniczymi i wtedy Polacy masowali na saksy na zachód Europy autokarami właśnie i ten system pod względem technologicznym był naprawdę zaawansowany bo był właśnie pełni online nowy utrzymywał dosłownie setki sesji tam po tysiąc sesji równolegle był napisany zupełnie from scratch.

Ja byłem tam dekentowcem i pisałem w C++ i to rzeczywiście było naprawdę fajne to było takie doświadczenie które mnie w grze w grze też ukształtowało m.in. dlatego że trafiłem na kogoś kto był moim mentorem co było super sprawą i taka powiedziałem na wstępie że fajnie jakbyśmy dodawali do swoich własnych wniosków to taki jeden wniosek który dorzucę jest właśnie taki że jeżeli ktoś myśli o nawet niekoniecznie myśli ale gdzieś tam ten technologiczny jest dla kogoś ważny na pewnym etapie to chyba największym gwarantem sukcesu otwarcia takiej ścieżki technologii technologii też jest po prostu dołączenie do organizacji która rośnie czy do organizacji w której jest jakiś sukces która skaluje się organicznie bo w tym momencie ta organizacja ma wewnętrzne zapotrzebowanie na literów ludzie muszą rosnąć bo skoro organizacja rośnie to ludzie muszą rosnąć razem z nią.

Ja mogę powiedzieć że pomimo tego że programowałem nie zarobiłem pierwszych pieniędzy w programowaniu. Ja byłem tą osobą słuchajcie w okolicy która fascynowała się komputerami i po szerokiej rodzinie i wszystkich znajomych i sąsiadach. Chodziło mi o utrzymywanie sprzętu i instalowałem systemy.

Wymieniałem kabelki wymieniałem dyski twarde upgraj to procesory i tak dalej i tak dalej. Więc pewnie niektórzy pamiętają takie takie takie takie momenty i teraz jeszcze wam przypomnę jedną taką fajną nostalgiczną rzecz nie wiem czy pamiętacie to były czasy giełd komputerowych i chodziło się na giełdy i zbierało się bardzo duże ilości takich ulepek do sklepów komputerowych. Ja chodziłem ja mogę przyznać się że skończyłem taką krakowską szkołę która się nazywa technikum łączności to była taka dosyć można powiedzieć elitarna szkoła gdzie znajomi w liceum uczyli się standardowych przedmiotów a wiecie a my tam od drugiej klasy jedziemy w warstwy protokołu sieciowego jak jak dobierać światłowo do szerokości pasma i tak dalej i tak dalej. Więc pełna klasa takich fanatyków.

Ja pamiętam że nie pamiętam skąd to się w ogóle wzięło ale takim standardem to było zbieranie tych takich ulotek z giełd komputerowych zakładanie sobie pewnego budżetu i kto w tym budżecie złoży lepszy sprzęt i dlaczego my na dziesiątą stronę znaleźli pamiętaliśmy dokładnie jakie są takie taktowanie jak poziomy cash flow w jakim procesorze jaki procesor jaka płyta wszystko człowiek pamiętał praktycznie na wyrywki w tamtych czasach. Nie wiem czy mieliście podobnie. Tomek Sebastiany Kubo. Tak i nawet tam wiesz mieliśmy taki pomysł na biznes żeby to rozkładać potem i tak dalej. Nie ale to już było później na studiach.

Ja pierwszy pieniądze jakie zarobiłem takie że ktoś mi zapłacił to na bazach danych nie zrobiłem obsługę jakiejś instytucji żebyśmy nazwali to NGO. Trochę trochę trochę akcesie trochę tam nakodowałem tego i to działało żeby rejestrować ludzi odsługiwać i tak dalej. Ale to było zanim zacząłem pracować. A tutaj się zgodzę trochę z tym co Sebastian powiedział bo ja bardzo tam dołączyłem do jakiejś organizacji na którymś w jakichś późnych 90 latach. Jedna z tych organizacji to taki provider internetu we Wrocławiu który nazywał się Gettin który potem został dotkomem polskim. No i tam już się zaczęło programowanie takie większe bo tam tworzyliśmy portal i tam się tak naprawdę zaczęło rozwijanie.

Bo po prostu to było szybko faktycznie rozwijane, szybko pisane. Kilka miesięcy stworzyliśmy całość, weszliśmy na giełdę i w ogóle zbariowana historia tworzenia portalu internetowego dla przedsiębiorców i tak dalej. Ale pierwsze pieniądze, które zarobiłem, faktycznie, że ktoś mi zapłacił, to była obsługa jakiejś jednostki typu NGO, którą zrobiłem, mixt access i takie rzeczy. Kuba wspomniał Delphi. Byłem na takiej rozmowie, pamiętam, w Żydku się okazało, czyli producent Piwa i tego typu rzeczy, i oni mieli taki problem, pamiętam, przypomniało, optymalizacyjny, że program w Delphi im powoli działał. I się okazało, że oni jednym zapytaniem ładowali całą bazę danych do formatki w Delphi i ją obrabiali client-side. Więc to było takie… tylko to rozwiązałem, się okazało.

Słuchajcie, to z tego okresu chciałem was spytać o najciekawszą historię, jaka was spotkała. I przejdźmy już powoli do waszych pierwszych kroków w leadership'ie. I tu podejrzewam, że przyznamy się do kilku bardzo poważnych błędów. Więc na zakończenie, czy macie jakiś taki smaczek z tamtego okresu? Ja mogę zacząć. Sebastian, to się zresztą chyba przedawniło, więc chyba możemy się uśmiechnąć. Więc mogę powiedzieć, że tak jak wirusy to było jedno, nie wiem, czy pamiętasz, ale był taki okres, że pisanie… …z jednej strony takiego master level'u pewnej wiedzy, więc to było takie nobilitujące, a z drugiej strony pozwalało uczyć się naprawdę świetnie systemu operacyjnego i jakichś dziwnych historii, bo jeszcze nie wiem, jak pamiętacie, tam był DOS, a we wcześniejszych wersjach pamięć była mocno niezabezpieczona, więc można było różne dziwne rzeczy robić. Natomiast ja mogę powiedzieć, że chyba taką ciekawostką to były… wtedy były jeszcze czasy, gdzie można było bardzo dużo mechanicznie podziałać. Jedną z rzeczy, którą pamiętam, że robiliśmy, to było klonowanie kart telekomunikacyjnych, jeżeli chodzi o dodatkowe impulsy. Więc były takie czasy. Nie wiem, czy… mogę oficjalnie powiedzieć, nie wiem, czy osoby, którym rozdawaliśmy te karty, je używały, więc tak sprzymrużeniem oka. Tomek, Sebastian, jakiś smaczek?

No smaczek to nie, bo ja tam byłem zawsze grzycznym dzieckiem, bo nie miałem dostępu do internetu, to dużo nie mogłem zrobić. Fraking to oczywiście, że wszyscy robili, jeszcze wcześniej na żetonach, to już takie tam zabawy i na wybieraniu tonowym, bo to się dało, nawet bez kart, jeszcze potem te karty weszły. Oczywiście.

Ale to faktycznie dla mnie taki jakiś rozwój w kierunku, powiedzmy, leadership, czy zobaczenia, jak to wygląda, to się zaczęło wtedy, jak zacząłem pracować i robiliśmy ten bardzo szybki startup, czyli chyba w rok zbudowaliśmy całą infrastrukturę, taką dużą i wtedy zobaczyłem też, że biznes w ogóle istnieje dookoła tego, bo wcześniej to tam jakieś rozwiązanie serwerami i tak dalej, robiliśmy jakąś chmurę, pierwszy serwer pocztowy, o właśnie, ja byłem administratorem jednego z dwóch pierwszych darmowych serwerów pocztowych w Polsce, Box 43, jak ktoś miał skrzynkę, to ja do niej zaglądałem.

Tam się nauczyłem skalowania chmury i modelu całego, tylko zrozumiałem to 20 lat później, że to było model skalowania chmury całej teraz, bo całe 100 tys. skrzynek stało na 2-gigabajtowym dysku, łącznie z systemem operacyjnym. No i tam zobaczyłem wtedy, że jak budowaliśmy ten cały portal GetIn, to się nauczyłem, że po pierwsze musi być jakiś cel tego, zobaczyłem też, jak ludzie działają, zobaczyłem ludzi, którzy są dużo bardziej seniori ode mnie, jeżeli chodzi o rolę, to, co robią i tak dalej.

Jak chcesz taki smaczek właśnie z kariery, to jak jeden z kolegów się rekrutował do GetIn, to przyszedł na rozmowę z moim przełożonym, z listingiem mojego dysku twardego. Ja to tak udzielałem w sieci i tak dalej, i on przyszedł i jako, powiedzmy, kawałek rezume położył listing mojego dysku twardego, to była taka zabawa wtedy, wszyscy to wszystkim robili, czyli listowali dysk, przez Wild Alnet.

I tam były te pierwsze takie lekcje typu, okej, musimy coś dowieźć, kto to dowodzi, jak to dowodzi, ktoś musiał coś wymyśleć, ktoś musiał wziąć responsibility za zrobienie czegoś, i to była taka pierwsza duża rzecz dla mnie, którą przez dwa lata naprawdę się mocno dla mnie to przyśpieszyło.

Jeżeli chodzi o jakieś moje worst stories, to może pranków wszystkich nie będę wymieniał, bo to jest chyba znowu temat na następny odcinek. Jeden z nich był ciekawy, bo była uwykłana nawet Britney Spears w niego, ale na tym zakończę.

Natomiast jeżeli chodzi o jakieś wnioski i jakieś takie ciekawe lekcje, na pewno dla mnie takim momentem przełomowym było to, kiedy sobie tak rozszedłem po prostu na dworzec autobusowy, chyba to było w Krakowie, i zobaczyłem przez żaluzję półuchylone jakąś kobietę pracującą na oprogramowaniu, które sam stworzyłem.

Tak zupełnie z nienacka, po prostu tam sprzedawała komuś bilety czy coś. I to mnie totalnie uderzyło, bo wcześniej mało myślałem o tym właśnie z perspektywy tego, że ktoś rzeczywiście tego używa. Zobaczenie kogoś na żywo tak przez ramię, że ktoś używa na co dzień tego, co ja tam współtworzyłem, to było w pewnym sensie uśmienie, to było fajne.

Innym ciekawym takim doświadczeniem na przykład było budowanie produktu od zera, takiego biznesowego. Czyli na przykład była jakaś tam potrzeba związana ze skanowaniem tych biletów, no i z tym, że tam ci przewoźnicy to niekoniecznie mają czym, gdzie i jak, i teraz trzeba coś zrobić. Czy to wymyślić tak naprawdę od zera, zastanowić się czy jakieś kody ASTEC czy paskowe, jaki sprzęt do tego, czym to w ogóle mają skanować, jak to zabezpieczać.

To takie przejście tej pełnej ścieżki koncepcyjnej to też bardzo dużo mi dało, bo ja wcześniej po prostu myślałem o tym, że chcę programować. I po prostu strasznie mi się to podobało. Podobają się te języki programowania, podoba mi się estetyka kodu, czyli wyrażanie swoich myśli w takiej ustrukturyzowanej, sformalizowanej formie. I to był taki pierwszy moment, kiedy zobaczyłem, że o kurde, to jest chyba znacznie więcej.

I jeszcze taka jedna mała epifania, którą miałem, była właśnie związana z tym, tak jak powiedziałem, że najlepszym przejściem do technology, do reshibu jest po prostu bycie w firmie, która rośnie. No i ja w tej firmie, w której pracowałem wtedy, w tym start-upie, tak naprawdę zostałem team leaderem formalnie jeszcze zanim skończyłem studia. Team leaderem, tam jakiegoś niedużego zespołu, tam nie wiem, 3-4 osoby, ale dla ludzi, którzy już coś w studiach skończyli. I to się stało zupełnie naturalnie.

Ja w sumie się chyba nawet jakoś tylko specjalnie nie domagałem, bo jakaś mała firma, po prostu było potrzebne firmie, żeby firma mogła się skalować. Więc w jakiś taki płynny sposób znowu zaczęły mi się odpalać pewne przegródki, że ta odpowiedzialność się trochę znowu zmienia. I teraz to, co ja odbierałem od innych, od tych swoich mentorów, to teraz jest takie oczekiwanie, że ja będę w stanie coś podobnego dać innym, tym, których na przykład tam wdrażam, wciągam na pokład i ogólnie do firmy. I to też była takie coś, do czego nikt mnie nie przygotował, nikt mnie nie wcisnął w ręce jakiegoś, nie wiem, tutoriala, szkolenia, czegokolwiek. To jest po prostu coś, czego się musiałem nauczyć organicznie by doing. I to też uważam, że było bardzo, bardzo fajne.

Tak, no to ja tylko wejdę na chwilę, ale dokładnie, nie, że wiesz, że my jak robiliśmy, bo wcześniej no to były takie zagadnienia czyste, inżynieryjne, nie, tworzyliśmy jakąś chmurę, na której można było odpalać, to teraz nazywamy web-upy samodzielnie i tak dalej, ale potem jak weszliśmy w ten, dla mnie to był początek lat 2000, nie, skalowanie tego, tej rzeczy, no to ja zobaczyłem, jak to się przekłada na biznes i jakie są inne wyzwania też inżynieryjne, nie, i ktoś wtedy zaczyna lead robić. I tam miałem dwóch takich ludzi, to wymienię ich z nazwiska, Krzysiek Różański, który pewnie dalej jest w HP w tej chwili, który po prostu pokazał, jak się myśli o skali, nie, bo Krzysiek potrafił już wtedy robić rzeczy w skali, skala, ustalmy, to oznaczało wtedy jakieś 120-150 tysięcy ludzi, nie. I Bromek Kozicki, który nie wiem, czy nas słucha dzisiaj, ale czasami nas słucha i Bromek pokazał, jak wygląda inżynieria oprogramowania, tak, i to było dla mnie po prostu wow, że to już nie jest takie tam freefall pisanie kodu, nie, tylko że to jest inżynieria, nie, to się planuje, myśli się o tym, rozwiązuje się problemy, nie, i myśli się też o skali, nie, jak to będzie działało, na przykład, jak będziemy mieli 100 tysięcy ludzi naraz na serwerach, nie.

Moje takie dwa pierwsze aha moments nastąpiły w około 100-osobowej firmie dość dużej, nazwę nie będę wymieniał, bo to już dużej w tej chwili, gdzie nastąpiło moje zderzenie wiedzy teoretyczno-książkowej i tego, jak mi się wydawało, z tym, jak to działa w rzeczywistości firma. Dowiedziałem się, że duże organizacje, jak na tamte czasy wtedy to duże, mogą działać w jakiś sposób skutecznie, skoro przynoszą zyski, w oparciu o systemy bazodanowe zbudowane za pomocą bardzo dużej ilości arturszy Excela połączonych ze sobą, udostępnianych po sambie z jednego serwera do komputerów i z ogromną ilością Mac wewnątrz. I wszystko stało na tak naprawdę jednej, dwóch osobach, które widziały, że tam się dzieje. dzieje. I to była taka druga rzecz, już trochę w stronę leadershipu, gdzie w trakcie transformacji z tego partyzanckiego, archaicznego systemu na coś, co było bardziej skalowalne, musieliśmy się nauczyć przekonania tych osób, że one nadal będą potrzebne. I to jest coś, co ja widzę do dzisiaj, że ktoś coś sobie zbudował, ktoś coś sobie zrobił, wprowadził jakiś algorytmikowe kodu i obawia się tego, że jeżeli to zastąpimy, wyjmiemy, zmienimy, zbodyfikujemy, to ta osoba przestanie być potrzebna w zespole, w organizacji, kreuje potrzebę. To jest dość trudny temat, o którym chętnie już posłucham od was kiedyś, jak z tym sobie radzić. No to takie były dwa momenty właśnie.

Trzeci, trochę inna organizacja, inny zespół, praca na produkcji w ramach Inżynierii Reorganizowania, czyli edytowanie nano po SSH na produkcji kodu, bo tak wszyscy pracowali, żadnej kontroli wersji niczego. Bardzo duży okres ciężkiej pracy u podstaw trwał później.

Kuba. Moje takie dwa pierwsze aha moments nastąpiły w około 100-osobowej firmie dość dużej, nazwę nie będę wymieniał, bo to już dużej w tej chwili, gdzie nastąpiło moje zderzenie wiedzy teoretyczno-książkowej i tego, jak mi się wydawało, z tym, jak to działa w rzeczywistości firma. Dowiedziałem się, że duże organizacje, jak na tamte czasy wtedy to duże, mogą działać w jakiś sposób skutecznie, skoro przynoszą zyski, w oparciu o systemy bazodanowe zbudowane za pomocą bardzo dużej ilości arturszy Excela połączonych ze sobą, udostępnianych po sambie z jednego serwera do komputerów i z ogromną ilością Mac wewnątrz. I wszystko stało na tak naprawdę jednej, dwóch osobach, które widziały, że tam się dzieje. dzieje. I to była taka druga rzecz, już trochę w stronę leadershipu, gdzie w trakcie transformacji z tego partyzanckiego, archaicznego systemu na coś, co było bardziej skalowalne, musieliśmy się nauczyć przekonania tych osób, że one nadal będą potrzebne. I to jest coś, co ja widzę do dzisiaj, że ktoś coś sobie zbudował, ktoś coś sobie zrobił, wprowadził jakiś algorytmikowe kodu i obawia się tego, że jeżeli to zastąpimy, wyjmiemy, zmienimy, zbodyfikujemy, to ta osoba przestanie być potrzebna w zespole, w organizacji, kreuje potrzebę. To jest dość trudny temat, o którym chętnie już posłucham od was kiedyś, jak z tym sobie radzić. No to takie były dwa momenty właśnie.

Trzeci, trochę inna organizacja, inny zespół, praca na produkcji w ramach Inżynierii Reorganizowania, czyli edytowanie nano po SSH na produkcji kodu, bo tak wszyscy pracowali, żadnej kontroli wersji niczego. Bardzo duży okres ciężkiej pracy u podstaw trwał później.

Kuba. To ja Ci zadam to pytanie, takie trochę, że tak powiem, żeby wywołać dyskusję, ale jak się czujesz z tym, że dalej to wygląda dokładnie tak samo? Że firmy potrafią działać w oparciu o Excel, które są dostępne pomiędzy wieloma osobami i jednak dalej to działa te 20 lat później. Nawet bardzo duże Excel czasami, prawda?

Ha, ha, no to mogę powiedzieć teraz tak trochę z przekąsem, że teraz po tych wszystkich latach czuję się lepiej, bo mam trochę więcej doświadczenia i więcej wiedzy, wiem jak do tego podejść w dyskusjach, ale to taki trochę śmiech przez łzy, bo nie czuję się z tym dobrze. Może inaczej. Póki to działa w pewnej skali, ok, ale jeżeli strategicznie wiemy, że to nie jest nasze docelowe go to rozwiązanie, to ma swoje wady i zalety.

Tak, ale to trochę było takie celowe, bo tak, no dużo firm tak działało i dużo firm tak działa dalej. No i pytanie jest właśnie, jak tutaj można powiedzieć, gdzie zaczyna się ten moment, w którym wiesz, przestajesz obserwować, że to działa, nie? Albo obserwujesz ludzi, którzy mówią, ok, to może byśmy to zmienili, nie? I zaczynasz też myśleć, no ok, to może ja mam jakiś wpływ na to i zaczynam to kształtować.

Znaczy właściwie na wszystko jest space, to jest generalnie jakiś tam mechanizm samoregulujący się. Takie shadow IT, wykorzystywanie narzędzi typu Excel, które są bardzo potężne, ale nie tylko Excel, takie narzędzia jest masa, jakieś tam kody, notion, inne tego typu rzeczy, na to jest miejsce, bo nigdy IT nie przeskaluje się w żadnej organizacji do takiej skali, żeby być w stanie obsłużyć wszystkie requesty wszystkich pracowników. To jest nierealne.

Zdelegowanie w ten sposób części pracy właśnie na samych pracowników jest jak najbardziej zdrowe, tylko ważny jest ten balans, że w pewnym momencie to przestaje działać albo przestaje być bezpieczne albo przestaje być efektywne i teraz trzeba mieć wystarczająco stopień świadomości w organizacji, żeby tym zarządzić. I to jest czasami dosyć trudne.

To słuchajcie, to jeszcze ja mogę, moje pierwsze zetknięcie się z takimi prawdziwymi problemami leadership'owymi. Ja przez pierwszą część swojej kariery byłem takim twardym programistą i chciałem programować i najlepiej wiecie, nie zawracajcie mi głowy, więc przeszedłem przez ten okres, muszę powiedzieć, i w jednej z pierwszych takich dużych, komercyjnych moich prac, właśnie doszło do sytuacji, gdzie kolega, to była już firma międzynarodowa, gdzie kolega się zwolnił i automatycznie mnie poproszono o przyjęcie zespołu.

I tutaj oficjalnie też mogę powiedzieć, że popełniłem wtedy bardzo dużo błędów liderskich, jak patrzę na to, to chyba najlepiej można było mnie opisać jako, jest takie określenie brilliant asshole i to było na tyle dawno, że cały czas posypuję sobie głowę popiołem. Nie ma znaczenia Wojtek, przecież jesteś miłym człowiekiem. Ale to jest taki okres, kiedy wydaje ci się, że zjadłeś wszystkie rozumy w programowaniu i to był okres, kiedy wszystkim chciałem udowodnić, że można lepiej i więcej, że doskonale i wszędzie musiałem pokazać, że można to jeszcze fajniej i lepiej zrobić. Więc myślę, że byłem strasznie złym liderem. To mogę powiedzieć.

A to wejdę ci, ale pytanie, a co spowodowało, że miałeś taką samorefleksję, że no właśnie tak się zachowuje i ten ktoś do ciebie przyszedł, czy nie wiem, wywróciłeś się, czy zespół, pustajk zrobił.

I tutaj słuchajcie, życzę każdemu, każdemu, kto będzie lub był w takim miejscu, tego samego, co mnie spotkało, bo szef oddziału w Polsce przyszedł do mnie i powiedział, dał mi wprost feedback. Mnie zatkało oczywiście, no bo wiecie, przecież ja jestem super doborze, tam się jeszcze otarło Webby Awards bardzo mocno, więc super projekty, a tutaj ktoś mi mówi, że ja robię beznadziejną robotę. Dostałem taki feedback bardzo sotę i ten człowiek przyszedł do mnie i powiedział, słuchaj, zrób z tym feedbackiem co chcesz, jeżeli będziesz gotowy, ja cię mogę mentorować. I to było na takiej zasadzie, teraz patrzę, że zobaczymy, co ten gość z tym zrobi. No i na całe szczęście dla siebie przetrafiłem ten feedback, chociaż nie było łatwo i weszliśmy w taką relację, która trwała przynajmniej kilka miesięcy, gdzie mogę powiedzieć, że ogromnie, no to był moment w mojej karierze, gdzie o 180 stopni wiele rzeczy w mojej głowie się odwróciło i od tego momentu całkiem inaczej zacząłem myśleć o tym, czym jest engineering i czym jest engineering leadership.

U mnie ten ciąg przyczynowo-skutkowy wyglądał troszeczkę inaczej, może się podzielę krótko.

Jaki ciąg przyczynowo-skutkowy?

No mój ciąg przyczynowo-skutkowy sukcesu, czemu osiągnąłem sukces i jaki jest tego mechanizm, skąd to się wzięło.

Aha, zrozumiałem.

Po pierwsze w pewnym momencie miałem taki, nie pytam dokładnie, który to był rok, w każdym razie już wtedy nie pracowałem z Tatary, to byłem w dużej firmie consultingowej, technologicznej, dosyć znany brand, nieważne.

Ok, idziemy dalej.

W każdym razie kiedyś wydarzyła się noc, kiedy zabrakło mi nocy. Nie wiem, czy wszyscy czują, o co chodzi.

Nie do końca rozumiem.

Chodzi o to, że miałem tak dużo pracy, że nie wychodziłem z biura i kiedyś po prostu skończyła mi się noc. A ty taką miał?

Tak, teraz rozumiem.

Stwierdziłem, że będę siedział do oporu, aż coś tam zrobię i zabrakło mi nocy. W sensie nagle był świt, nagle był nowy dzień, a ja jeszcze tego nie skończyłem.

Ok, a co z tego wynikło?

Mój wniosek był taki, że jeżeli chcę osiągać większe sukcesy, to muszę investować w zespół, pracować bardziej zespołowo i nie tylko upsclae'ować się jako osoba, ale outscale'ować osobiście jako osoba.

Rozumiem.

Natomiast Wojtek, który użył takiego fajnego odnośnienia, Brynendals Hall, moje styl był dosyć apodyktyczny. Chciałem przeskalować dokładnie siebie i mój swój sposób myślenia. A więc my way or highway.

Spoko, rozumiem o co chodzi.

Myślałem, że jeżeli będę rządził wszystkim, będę w stanie osiągnąć sukces. Okazało się, że nie.

Dlaczego tak uważasz?

Twój zespół nie jest tylko przedłużeniem twojej woli. To są też ludzie. Jeżeli nie dając im autonomii, żeby mogli też coś wnieść od siebie, nie masz żadnej gwarancji, że samo przeciwieństwo się uda.

Rozumiem.

Uważam, że ten model apodyktyczny to jest dobry w niektórych firmach. Jeżeli jednak chodzi o budowanie zespołu i wiodącego przywódcę, to najważniejszym faktorem jest po prostu sukces. Sukces przyciąga sukces.

Zgadzam się.

Ostatecznie firmy i ludzi ocenia się nie po tym, co mówią, obiecują, ale po takim skillu, który, zbiorczym skillu, który ja gdzieś tam czasami sobie nazywam ability to exectute.

Rozumiem, o czym mówisz.

To jest to, co się nazywa umiejętność wykonania. To jest klucz do sukcesu.

Generalnie tak, że bardzo wiele firm, które ja widziałem, z którymi współpracowałem na różnych zasadach, ma bardzo niski ten skill, ability to execute. I bardzo często ten niski skill wynika właśnie z tego, że w firmach tych jest, tu użyję takiego mocnego stwierdzenia, trochę za mało skurwysyństwa. Czyli trochę za mało takiego strong leadership, my way or highway, takiej mocnego parcia do przodu.

Jeżeli ktoś nie do końca czuje, o co mi tutaj chodzi, mówiąc o to, że za mało skurwysyństwa, to to jest taka trochę Kim Scott, czyli ten radical candor, tylko do potęgi mniej więcej trzeciej. Bo tu nie chodzi tylko i wyłącznie o szczery feedback, ale chodzi również o możliwość generowania zdrowej presji i faktycznie pomagania ludziom wyciągnięcia z nich tego, co najlepsze. Coś, co byśmy nazywali, Sebastian, sparingowaniem pomysłu, po czym chyba też warto by kiedyś rozmawiać, bo to jest fajny koncept.

Wiesz co, to zależy z porcją kiedy, ale ja się zgadzam. Znaczy, zaraz do tego wrócę, bo ja miałem podobnie, podobnie, że ktoś przyszedł i dał mi feedback, tylko ja akurat miałem tak, że ja pracowałem bardziej jako konsultant zawsze albo od któregoś momentu, no to bardziej był taki, że ktoś mnie wziął na bok i powiedział, słuchaj, tutaj jesteś gwiazdą i tak dalej, wszystko robisz super, ale jak nie poprawisz tego, tego i tego, to po prostu idąc dalej, będzie ci się coraz trudniej pracowało z ludźmi. I jak chcesz, to ja ci powiem, jak masz to poprawić, ale po prostu to są te rzeczy, które musisz poprawić, żeby idąc dalej w życie, karierę i tak dalej, no to żeby ludzie chcieli z tobą pracować.

Nawet nie było to, że ja tam byłem jakiś niemiły czy coś, tylko bardziej, wiesz, robiłem swoje i nie interesowało mi te rzeczy dookoła. Jak na przykład ktoś robił coś wolniej, nie? No to ja jechałem dalej swoje, zamiast go tam pociągnąć może ze sobą. I to był taki moment, w którym, więc to się chyba taki pattern powtarza, nie? Że zawsze pojawił się ktoś, kto tam szedł i powiedział, słuchajcie, jest fajnie, nie, ale to robisz tak, albo jest niefajnie i popraw to, bo inaczej nie będzie z ciebie coś tam lepiej.

Ja trochę mam taką swoją refleksję też, że to się trochę z tym, Sebastian, co ty powiedziałaś, zgadza, że też to działa tak, nie wiem, czy się zgodzicie czy nie, że ludzie mogą nam mówić rzeczy, ale my się musimy wywrócić, nie? Ja często zaraz jak rozmawiam z ludźmi, to mówię, słuchaj, ja ci powiem, jak ja to widzę, i ja ci powiem, co ja bym ci sugerował, żebyś może przemyślał, ale ja wiem, że i tak mnie posłuchasz do momentu, aż się nie wywrócisz, nie? No bo musi być taki moment refleksji na tym.

A co do tego, jak ty to ładnie nazwałeś, Sebastian, skurwysyństwo, co będę musiał wypikać w podcastzie, to zależy kiedy, ale tak, takie coś jest potrzebne w organizacji, w szczególności, jeżeli ta organizacja szybko rośnie, albo jest zagrożona czymś, nie? I to nawet nie musi być jakiś charsz, tylko bardziej chodzi o to, że musi być w którymś momencie silna ręka, która powie, okej, to kończymy rozmowę, jedziemy w tą stronę, i tu mi się podoba akurat to, co kiedyś tam D. H. napisał pod tytułem, nie zgadza się, okej, ale ten, kto robi, ma rację, albo się skomituj, albo wyjdź, nie? Zagłyj and commit, jak już się zestydowaliśmy, to po prostu jedziemy, i nie ma marudzenia.

Dokładnie, tak, i wtedy okej, jest ciężko, powiedz, co myślisz, ja ci pomogę, ale słuchaj, jesteśmy w takim momencie i tak. I to faktycznie jest tak, że taka osoba jest potrzebna. Ja powiem, że w Prydnicy nam się udało, że niektórzy z founders byli bardziej po tej stronie, że po prostu ucieli do przodu i zgodnie z celem, i nawet jak było charsz, to mówili, okej, no to popłaczemy za 10 lat, nie? Ale tak, to tego chyba jest potrzeba trochę więcej.

Guys, jeszcze mamy kilka minut, może ktoś chce się dołączyć, to zachęcam, będziecie w podcaście potem. A w międzyczasie ja was zapytam jeszcze jedno takie wrócę pytanie, przygotowane na jakieś tam liście, słuchajcie, taki jeden, jakbyście mieli popatrzeć, tylko wyjątkowo nie patrzymy na ostatnie 5 lat, tylko właśnie te wcześniejsze lata kariery. Jaki jest wasz taki duży turning point, na czym polegał, szczególnie właśnie jeżeli chodzi o engineering leadership?

Kuba, Sebastian, może od was zacznę. Turning point? Ciekawe. Znaczy, coś, co cię, wiesz, ja bym to zrozumiał, tak, Sebastian, coś, co mocno przedefiniował, był powodem do mocnego przedefiniowania reguł wartości, którymi się właśnie posługujesz dzisiaj jako lidera. Ja bym to może trochę inaczej ujął ze swojej strony.

Kiedy ja zacząłem pracować z tymi różnymi organizacjami, to nauczyłem się trochę o różnicach między nimi. Czyli na przykład nauczyłem się roli social contractu, więc już się kryja podmowę finansową i już dużo się właściwie i dobrze wiem, że mind 하 wa jest u siebie w danej organizacji ludzie są umówieni na inne cele, mają różny poziom aspiracji i teraz jeżeli się tego nie szanuje i traktuje się wszystkich dokładnie w ten sam sposób, to niektórzy będą pękać i nie wyciągniemy z organizacji tyle, ile się da.

I dla mnie to było takie kluczowe, że nie ma organizacji gorszych i lepszych, czy pod pewnymi względami można je tam szufladkować jako gorsze i lepsze, po prostu trzeba umieć dostosować swoje podejście do każdej z nich, żeby jakiś tam dany cel osiągnąć. Dla mnie to było w jakimś takim sensie duże oświecenie, dlatego też ja na przykład bardzo poważnie zacząłem traktować rekrutację.

Ja popełniłem w swojej życiu dużo artykułów na ten temat, że na przykład hire'y żadnej nie są ich potrzebne, że nigdy w życiu żadnej rekrutacji nie będę dał stosować, że najlepszymi rekruterami są właśnie inżynierowie i tak dalej. Ja bardzo mocno w to wierzę i też bardzo mocno w to wierzę w motywację i właśnie bardzo mocno wierzę w ten... W ogóle to jest też bardzo ciekawy temat, który kiedyś moglibyśmy poruszyć przy okazji jakiegoś odcinka związany z rekrutacją, na przykład czy rekrutujemy do CultureFix, czy rekrutujemy pod Culture Enrich.

I tutaj jest masa różnych ciekawych nawiązań, do których można by się odwołać. To zależy w którym momencie organizacji. A ja myślę, że będę miał dla nas gościa dobrego w tym temacie. I to też zależy od tego, co organizacja robi, jaki jest profil ludzi. Na przykład ja mam tu masę inspiracji związanych na przykład z wojskiem. Dlaczego akurat w wojsku rekrutuję w taki, a nie inny sposób. To też będę miał dobrego gościa anglojęzycznego.

No właśnie. Dla mnie te wszystkie takie małe objawienia właśnie związane z tego typu tematami, no bo ja zacząłem dosyć wcześnie tę organizację budować, bo wiecie, jeszcze nie skończyłem być studentem i już stałem się tym liderem. Potem wpadłem do organizacji Apo.Raut, gdzie od razu było z definicji, że musisz awansować tam co te 2-3 lata, bo jak nie, to w sumie nie ma dla ciebie tutaj miejsca. Zacząłem dostać dosyć szybko.

Potem wpadłem w takie role już w firmach produktowych typowo liderskie. No i budowanie organizacji było po prostu moją odpowiedzialnością, ale tak jak powiedziałem wcześniej, nie ma na to żadnego bryku, nie ma na to żadnej książki, dlatego się trzeba nauczyć w praktyce. Więc dla mnie każde takie małe oświecenie, co to jest właśnie social contact, jak ważna jest rola rekrutacji, jak ważna jest w ogóle rola ownership, to jest takie w ogóle kluczowe słowo, ownership accountability. I jak w ogóle uczyć ludzi tego, albo tam próbować uczyć ludzi tego.

To dla mnie każde z takich sytuacji, które jakby input do tego to był, działo się na co dzień właśnie w tych małych interakcjach z ludźmi, to było takie małe oświecenie. Nie widzę tu żadnego takiego jednego większego turning pointu, ale wydaje mi się, że to była taka ewolucja po prostu.

Kuba? Tomek? Wiesz co, takiego dużego turning pointu to może nie. Ja jakoś wiesz, po przemyśleniach to tam, bo oczywiście wiesz, są war stories, takie rzeczy, ale po przemyśleniach to jednak, to jednak, to się składa ileś tam rzeczy. Oczywiście, że mam takie punkty, czyli właśnie to, co mówiłem, ten pierwszy duży biznes, który robiliśmy, czyli ten portal, który uruchomiliśmy i tak dalej. I doprowadzenie tego do IPO, zobaczycie, jak wygląda duży biznes, wtedy tak myślałem, jak się robi organizacje, jak wyglądają finanse, tego typu rzeczy, jak się pracuje 72 godziny, a potem się z tego nic nie ma i tak dalej.

Drugi taki dla mnie akurat faktycznie, jeżeli chodzi o LIDER, czyli turning point, to było spotkanie ludzi za granicą.

Ja to niedawno kończyłem, swoją przygodę z MVP to opisałem, ale spotkanie ludzi po prostu dużo bardziej senior, nawet jeżeli chodzi o wiek, bo różnica była taka, że jak ja zaczynałem tę swoją karierę, to w Polsce nie było dwóch pokoleń wstecz informatyków, że tak to nazwę. I nagle spotkanie ludzi, którzy robili całe życie to i zobaczenie, co oni robią, i też zobaczenie tych innych ról, bo my tutaj robiliśmy rzeczy techniczne, ja pojechałem za granicę do Stanów i spotkałem całą masę ludzi, którzy robili różne rzeczy, też zobaczyłem, jakie te rzeczy są. No i exposure na tych ludzi potem w Microsoftzie w szczególności, jak pracowałem i zobaczenie, ja tam byłem na takim kawałku programu, który nazywał się Senior Technical Leadership, no i spotkanie tych ludzi, którzy faktycznie byli leadership, typu Rosinowicz, Don Box, Schnauer, jeden na jeden z nimi, zobaczenie w ogóle, porozmawianie z ludźmi, którzy tą karierę zmieniali ileś razy i którzy powiedzieli, słuchaj, to już nie jest twoja rola tam wiedzieć rzeczy i tak dalej, twoja rola jest też taka.

Adam, Adrian, sorry. Cześć, dla mnie właściwie takim największym punktem przełomowym było w ogóle zaczęcie tej ścieżki leadershipowej, bo właściwie to wtedy to było takie przejście z jestem programistą, codziennie robię, naprawiam rzeczy, robię małe rzeczy, codziennie mam mały sukces, jestem ekspertem w tym, co robię i nagle, może z dnia na dzień albo tak z tygodnia na tydzień, staję się właśnie liderem zespołu i nagle z takiego eksperta, do którego każdy przychodził z problemami, a ja każdemu pomagałem i byłem taki wow, że super się czułem z tym, nagle dochodziłem do momentu, kiedy każdy nadal do mnie przychodzi z problemami, ale to już były takie typowo problemy liderskie, osobowe, może jakieś procesowe, zarządcze, a ja totalnie nie mogę im pomóc. I to właściwie zmiana z tygodnia na tydzień, z tego, że jestem super ekspertem, super pomagam, a nie jestem w stanie nic zrobić. I to było takie mocno wcierające oczy, że hej, poza tym programowaniem coś jednak jest. Super, no to myślę, że fajna historia.

Słuchajcie, czas płynie nieubłagalnie. Ja proponuję, żebyśmy się jeszcze z Sebastianem i Tomkiem się nie umawialiśmy, ale chyba wstępnie, dobrze, będzie się zobaczyć za dwa tygodnie, bo później wracamy do naszego standardowego dniu wakacyjnego trybu, chyba że za trzy tygodnie. I no dużo, życzę wam ze swojej strony super sierpnia, bardzo dobrej pogody, jak najwięcej zdrowia, jak najmniej jakiś przygód, teraz moich znajomych niestety, ale znowu szaleje pewna choroba, której nie możemy się chyba pozbyć, więc trzymam kciuki, żebyście trzymali się zdrowo. I ze swojej strony wam bardzo dziękuję, bardzo fajny odcinek, super, że się dowiedzieliśmy nowych, kolejnych historii o was. I ja wam życzę miłego weekendu.

Ja myślę, że zrobimy dogrywkę do tego odcinka, tak. Teraz pomyślałem, ale sobie porozmawiamy i zaplanujemy w przyszłości już tak bardziej konkretnie jakiś lesson learned z tego typu rzeczy, mniej nostalgicznie. I tak, dzięki za rozmowę i przypominam, że jesteśmy jako podcast, więc archiwum będzie się tam sukcesywnie uzupełniało. Jak ktoś wcześniej nie słuchał, to niektóre z odcinki tam będą, ale nie wszystkie, przepraszam, tak wyszło technicznie, ale sukcesywnie będziemy je tam wrzucać. Trzymajcie się, miłego weekendu, na razie, hej, cześć, do usłyszenia.

Cześć.

Creators and Guests

Sebastian Gębski
Host
Sebastian Gębski
Geek, engineer, blogger, codefella, serial reader. In the daylight: Principal SA for @awscloud (Startups, CEE). ex-CTO. I speak here for myself only.
Tomasz Onyszko
Host
Tomasz Onyszko
Founder, entrepreneur and CTO - I write about building company and career in tech. I observe tech and society and share my opinions
Wojtek Ptak
Host
Wojtek Ptak
Learner, teams & products builder, DDD & ML mixer, leader, contributor, and freeride biker by ❤️ working as @RevolutApp’s Head of Engineering. He/him.
Episode #13: My way ... droga do technical leadership
Broadcast by